Coraz częściej spotykamy się z problemem rozjeżdżania szlaków turystycznych przez miłośników quadów. Dotyczy to zwłaszcza rejonów górskich, które nie są chronione statusem Parków Narodowych, czy rezerwatów przyrody. Nastała moda na szaleństwa motorowe z dużą dawką adrenaliny i ryczącym silnikiem. Ten problem dotyczy także crossowców, jeżdżących na motorach. Czują się bezkarnie, bo ciężko ich rozpoznać i ukarać! Prawo, które ogranicza tereny ich przejażdżek jest bardzo często bezsilne. Każdemu turyście w górach, szukającego spokoju i wytchnienia od zgiełku tego świata zapewne przeszkadza ryk motorów w górach i dziurawy szlak. Jak z nimi walczyć, jak zachowywać się przy spotkaniu takich na szlaku? Może widzieliście już kiedyś film jak quadowiec potrąca turystę na szlaku turystycznym…tacy zuchwali i bezkarni się czują. Jak Wy sobie radzicie z tym problemem w górach? Macie jakieś doświadczenia? Propozycje rozwiązania problemu…?
Ja nieraz spotykałem takich zmotoryzowanych ludzi, byłem ochlapany błotem, bo nie chciało się im zwolnić, przed kałużą, albo półmetrowym bagnem. Nauczyłem się, że idąc w grupie najlepiej się zatrzymać, wziąć kije i kamienie do rąk i czekać…na ten widok rozbrykani młodzi ludzie zwalniają i potrafią spokojnie, pomału przejechać. Tylko prawo siły na nich działa, bo to przeważnie rozpasani synkowie bogatych rodziców, którzy myślą, że wszystko im wolno…gorzej jak się jest samemu na szlaku, wtedy najlepiej zejść im z drogi, z daleka od ścieżki. Ludzie różnie sobie radzą, walczą z nimi zwłaszcza mieszkańcy działek, mających swe pola i łąki przy granicy lasów, bo ich poletka są też rozjeżdżane. Czytałem kiedyś jak rozciągają druty między drzewami, żeby skrócić o głowę bezmyślnych użytkowników quadów. Wiem, że to drastyczna metoda, mocno przesadzona…ja nie mam nic do tych zmotoryzowanych, ale powinni mieć wyznaczone trasy do jazdy i się ich trzymać, tak jak są trasy konne, rowerowe, piesze, wodne, czy narciarskie! Nie mogą myśleć, że mają prawo bezkarnie hasać po każdym lesie i na każdej leśnej drodze.
Policja i straż leśna nie mają skutecznego sposobu na walkę z nielegalną jazdą quadami i motorami po górskich szlakach. Dlatego zmęczeni ich uciążliwością ludzie biorą sprawy w swoje ręce. Ostatnim przykładem są „wilcze doły” na leśnej drodze między Gorlicami i Bielanką w Beskidzie Niskim, o czym donosi lokalny portal. Głębokie prawie na metr wykopy mają ukrócić szaleństwa osób rozjeżdżających las motocyklami crossowymi i quadami, które nie tylko niszczą przyrodę, ale też zagrażają turystom na szlakach. Beskid Niski to najdziksze obecnie góry w Polsce i niech tak zostanie. Mają być oazą ciszy i spokoju i dlatego jako mieszkaniec tego Beskidu będę popierał takie akcje! Tak wyglądał najgłośniejszy przypadek celowego rozjechania turysty w górach…zobaczcie!
Kom. Agnieszka Giżyńska z KWP w Krakowie mówi, że policja prowadzi wspólne akcje ze Strażami Parków Narodowych, Strażą Leśną i Strażą Graniczną. Często jednak kierowcy wymykają się kontrolom w lasach.
– A szanse na ich identyfikacje są żadne. Pojazdy nie mają rejestracji, a kierowcy w kaskach na głowach też są nie do rozpoznania – dodaje.
Z kolei dyrektor Gorczańskiego Parku Narodowego Janusz Tomasiewicz zauważa, że konsekwentne akcje strażników parkowych pozwoliły na ograniczenie problemu w Gorcach. Ale całkowite jego wyeliminowanie będzie trudne, potrzeba do tego zmiany mentalności posiadaczy quadów i ich podejścia do przestrzegania prawa – podkreśla.
A Wy jak myślicie? Macie jakieś doświadczenia, pomysły, podzielcie się nimi tutaj w komentarzach. Może warto by przedsięwziąć wspólnie jakąś akcje w górach typu: ” Stop quadom w górach”. Zrobić jakiś informacyjny szum w mediach społecznościowych, uczyć postaw przyjaznych przyrodzie, piętnować złe zachowania, rozsyłać petycje do urzędów gmin, żeby zajęły się na serio walką z tym problemem…liczyć na zmianę mentalności tych ludzi to za bardzo nie ma co, bo żeby dojść do kultury choćby na Zachodzie, to daleka jeszcze droga i wiele lat czekania! Ten artykuł to moje zwrócenie uwagi na problem. Wydaje mi się, że nie trzeba specjalnych restrykcji – wystarczy odpowiednie prawo, które wszyscy będą znali i wiedzieli co za co się dostanie, na Zachodzie są ludzie zamożniejsi niż u nas i takich zjawisk na taką skalę nie ma…. może obecne prawo jest zbyt łagodne? Wszyscy na wsi wiedzą kto jeździ, a policja i straż leśna nie. Do schronisk podjeżdżają, parkują jakby nigdy nic. Często są to wpływowi ludzie w okolicy lub ich synkowie i policja boi się robić im kłopoty. Tym bardziej na szlakach musimy się bronić sami! Może by dobre było takie prawo, że za łamanie przepisów i zasmradzanie lasów i ogłuszanie zwierzyny w Parku Narodowym robić konfiskatę mienia. Piszcie co myślicie, komentujcie… z górskim pozdrowieniem
Marcogor